wtorek, 24 grudnia 2019

Etykiety na wiśniową nalewkę. Vol.1

Słowem wstępu
Czytanie od dziecka było moją pasją i utrapieniem dla pań w bibliotece. Oprócz obowiązkowych do przeczytania lektur, po które większość moich rówieśników wyprawiała się w kazamaty tego pachnącego kurzem i pastą do podłogi sanktuarium wiedzy i fantazji, znajdywałem tam zawsze coś wartego poświęcenia mu dłuższej chwili.
W szkole średniej nieraz popadałem w konflikt z moim polonistą, już na pierwszej lekcji podającym uczniom pełen rozkład obowiązujących daną klasę lektur, wraz z dokładnymi datami ich przeczytania. Cóż. Zawsze znalazłem coś bardziej interesującego do przeczytania niż szkolna lektura. Pisanie sprawdzianów komisyjnych z języka polskiego tak bardzo weszło mi w nawyk, że zakończenie szkoły średniej przypłaciłem koniecznością zaliczenia egzaminu dopuszczającego mnie do przystąpienia do matury. Za którą finalnie dostałem „szóstkę”. Powtarzać, powtarzać i jeszcze raz powtarzać ;-)
Głód czytania pozostał mi do dziś. A od jakiegoś czasu rozwinął się także na polu dyskusji z autorami książek. Dzięki temu mogłem poznać dogłębniej wymyślane przez nich światy. A także wysłuchać historyjek i anegdot związanych z powstawaniem przeczytanych książek.
Przed kilku laty, eksperymentalnie spróbowałem produkcji domowej nalewki. Wtedy na stół trafiły trzy rodzaje owoców. Śliwki (bo śliwowica), maliny i wiśnie. Pierwszy eksperyment nauczył mnie, że: maliny po zlaniu nalewki nie nadają się zupełnie do niczego i należy je wyrzucić (marnotrawstwo). Śliwki na nalewkę należy kupić jesienią, a nie w środku lata, kiedy są miekkie. Tych miękkich nie da się zfiltrować, a produkt końcowy jest mętny i ma konsystencję budyniu.
Wiśnie.
To był jedyny owoc który mnie nie zawiódł. Wiśniówka miała piękny, szkarłatny kolor. Dawała się oddzielić od owoców w prosty sposób. Produkt odpadowy nie rozpadał się jak maliny na drobne pojedyncze kuleczki. Do tego dało się go spożywać z efektami nie ustępującymi wersji płynnej. Bingo! To było to. Przez kilka kolejnych sezonów, stosując różne dodatkowe przyprawy dopracowywałem swoją recepturę.
Ponieważ każde dzieło wymaga odpowiedniej oprawy, postanowiłem zaprojektować dla swojej nalewki etykietę. Na wzór książkowej okładki.
Wreszcie przyszedł moment że mogłem podzielić się swoim dziełem z szerszym gronem. A okazja ku temu już czekała za progiem.

Robert J. Szmidt
30 lecie pracy twórczej

Ogrodzieniec, październik 2016

Etykieta numer 1.

To ona rozpoczeła całą zabawę.

Zaprojektowana i wykonana z okazji spotkania zorganizowanego przez Roberta J. Szmidta. Autora książek, wieloletniego redaktora czasopisma „Science Fiction Fantasy and Horror”, autora wielu przekładów. Impreza odbyła się z okazji 30 lecia pracy twórczej Roberta. Gośćmi byli między innymi znajomi autorzy benefisanta, redaktorzy i wydawcy jego książek, a także garść z szerokiego grona czytelników jego książek. W tej elitarnej grupie miałem szansę znaleźć się wraz z małżonką.

Otrzymując zaproszenie do „Restauracji Rycerskiej”, znajdującej się na terenie zamku w Ogrodzieńcu, wiedziałem że w prezencie muszę zawieźć coś nietuzinkowego.


Apokalipsa według Pana Jana” to jedna z moich ulubionych książek Roberta. Motyw przewodni już miałem. Jako tło etykiety zostało wykorzystane zdjęcie z mojej kolekcji. Wykonane zostało nad Bałtykiem. Przedstawia zachód słońca obserwowany z plaży we Władysławowie, latem 2016 roku. Słońce zachodząc nie „wpada” tam do morza lecz chowa się za lądem, gdzieś pomiędzy latarnią morską w Rozewiu a Jastrzębią Górą. I kojarzy mi się z jedną ze scen z „Czasu Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli. To musiało być to. Cała reszta to już moja radosna twórczość i trochę obróbki graficznej.


Ta etykieta jest jedyna w swoim rodzaju. I treścią i kształtem. Przy projektowaniu kolejnych, po prostu nie chciałem powielać jej efektu. To naprawdę była wyjątkowa okazja.

Jest to także jedna z niewielu butelek nalewki, która otrzymała także etykietę na rewers butelki. Tutaj jako tło pojawia się fragment zdjęcia z awersu, powtórzony zostaje „tytuł”, a poniżej kilka żartobliwych haseł, oraz skład tej mikstury. Oczywiście sposób przygotowania nalewki pozostaje moją tajemnicą.

Na samym dole tylnej etykiety, znajduje się kod paskowy. Ten motyw także nie został powtórzony na żadnej późniejszej etykiecie. Zawiera on tzw. Easter Egg ;). Numer z kodu jest numerem identyfikacyjnym grupy na Facebooku. Grupy prywatnej, która zrzesza osoby będące bohaterami jednej z książek Roberta J. Szmidta - „Szczury Wrocławia: Chaos”.

Można to oczywiście sprawdzić, wpisując w przeglądarce adres https://www.facebook.com/groups/ a na końcu linka dodając cyfry znajdujące się pod kodem kreskowym : 461031994051771.

poniedziałek, 23 grudnia 2019

Post Scriptum” Milena Wójtowicz

Roxette „Look Sharp!

Moja kupka wstydu - przyznaję - dość pokaźna (choć na Kundelku tego nie widać) - zmniejszyła się o kolejną pozycję. Tym razem impulsywnie w obliczu smutnej wiadomości o odejściu Marie Fredriksson, świetnej wokalistki szwedzkiego duetu Roxette, sięgnąłem po jedną z ich wczesnych płyt „Look Sharp!” (1988). Po drugim odsłuchaniu płyty, teksty piosenek same dokonały wyboru lektury. I choć zwykle dobór muzyki która towarzyszy mi w lekturze następuje po przeczytaniu jednego czy dwóch rozdziałów, tym razem to muzyka dokonała selekcji ksiązki, w której czytaniu chciała mi akompaniować.
Co prawda bohaterka „Post Scriptum” namiętnie słucha Phila Collinsa - którego również lubię jako wokalistę - to z perespektywy przeczytanej książki nie żałuję wyboru twórczości szwedzkiego duetu na tło muzyczne.
Bohaterami książki również jest damkso-męski duet. Sabina Piechota - specjalistka BHP w sprawach nienormatywnych, oraz Piotr Strzelecki, coach-trener-psycholog osób nie-do-końca-będących-ludźmi. Nienormatywni to bardzo miła nazwa dla strzyg, wilkołaków, upiorów, wampirów i całej gamy osób którzy delikatnie mówiąc odbiegają od ogólno przyjętych norm definiujących gatunek homo sapiens.
Para bohaterów „Post Scriptum” jest bardzo miłym tandemem prowadzącym działalność gospodarczą, która jako swój target, obrała pomoc osobom których życie czasem wykracza poza kanon nudnej egzystencji szarego człowieka.
Skoro to muzyka gra tu główną rolę, nie sposób nie wspomnieć że Sabinę Piechotę najlepiej zilustrował utwór „Paint”, to jest po prostu Sabina's Song. Strzyga która musi skrywać swoją prawdziwą postać przed normatywnymi ludźmi, bardzo dba o swój wizerunek. Swoje mordercze możliwości zajadając tonami słodyczy, które o dziwo anihilując wrodzone potrzeby strzygi nie mają skutków ubocznych. Sabina jest więc młodą atrakcyjną kobietą biznesu, nieco temperamentną i porywczą, trzymającą jednak na wodzy swoje nerwy. Bo nic tak nie psuje biznesu jak wyprucie i pożarcie flaków dokazującemu kursantowi-dowicpnisiowi, przed resztą uczestników szkolenia.
„ (...) Paint...me right.
Can you feel the heat in me tonight?
Oh I, I'm the pearl...
Paint your love all over my world. (...) ”
„ (...) Sportretuj ... mnie wiarygodnie.
Czy dziś wieczorem czujesz moje wewnętrzne ciepło?
Och Ja, jestem perłą ... Wyraź swoją miłością, cały mój świat. (...) ”
Paint” - Roxette 1988
autor tekstu: Per Gessle / kompozytor: Per Gessle / fragmenty pochodzą ze strony tekstowo.pl
Piotr Strzelecki to jej całkowite zaprzeczenie, dlatego tak świetnie się uzupełniają. Spokojny młody mężczyzna o zupełnie aseksualnej aparycji, z twarzy podobny zupełnie do nikogo. Piotr także jest nienormatywny. Uwielbia biegać po parku, upaja się też zapachem lawendowych świec, które działają na niego kojąco. Uwielbia również Sabinę. Choć tego nie okazują - ta dwójka kocha się spontaniczną bezgraniczną i całkowicie platoniczną miłością. Sabina zrobiłaby wszystko dla Piotra, a ten wie że może liczyć na swoją wspólniczkę w chwilach „słabości”. Bo Sabina zna sekret Piotra, i gdy sytuacja będzie tego wymagać bez wachania wsadzi go do chłodni lub w ostateczności pod zimny prysznic.
„Tematem” muzycznym Piotra był dla mnie utwór „(I Could Never) Give You Up”, choć wokalnie większość partii wykonuje Per, to jednak głos Marie świetnie uzupełnia kwestie które jak ulał pasowały mi do postaci Piotra.
„ (...) I've been hiding,
lost in the love of another.
I've followed the moon and a song
and I thought it would take me forever
to find a place where I belong.
I watch a rainbow rise.
I give you all I've got. (...) ”
„ (...) Ukrywałem się
zagubiony w cudzej miłości.
Podążałem za księżycem i piosenką
myśląc, że chyba nigdy nie znajdę
pisanego mi miejsca.
Widzę, jak ukazuje się tęcza.
Daję ci wszystko, co mam. (...) ”
(I Could Never) Give You Up” - Roxette 1988
autor tekstu: Per Gessle / kompozytor: Per Gessle / fragmenty pochodzą ze strony tekstowo.pl
Para bohaterów, pomimo swojej nienormatywności i co za tym idzie, pełnego zestawu uprzedzeń jaki można mieć w stosunku do strzygi i nieumarłego Piotra, i tak od samego początku budzi sympatię czytelnika. Z tym większą ciekawością zagłebiłem się w lekturze „Post Scriptum”, gdy wiecznie dogryzający sobie duet (kto się czubi ten się lubi) pakuje się w kryminalną aferę.
Piotr który zostaje wynajęty przez wdowę niedawno zmarłego, ale mającego problemy z powiedzeniem ostatniego słowa i spokojnym odejściem „na drugą stronę” Rybalczewskiego, przyjmuje zlecenie terapeutyzacji ducha jej upierdliwego i nawet po śmierci despotycznego męża. Wiąże się to z nocnymi sesjami na cmentarzu z udziałem wyżej wymienionego. Stróż nocny pilnujący nekropolii nie wyraża jednak zrozumienia dla profesji Piotra, i gdy tylko po jednej z nocnych wizyt psychologa przy miejscu wiecznego spoczynku swojego klienta, zauważa rozsypaną wokół mogiły sól w ilościach hurtowych nie wacha się zgłosić tego faktu na policję.
Strzelecki trafia tym samym pod lupę nadgorliwego funkcjonariusza brzeskiej policji. W międzyczasie Sabina dostaje cynk że w fabryce zatrudniającej nienormatywnych ktoś prawdopodobnie usiłował dokonać rytualnego zabójstwa jednego z pracowników.
Sprawy komplikują się gdy Piotr podczas jednej ze swoich relaksujących przebieżek zostaje potrącony przez auto, a nieznany sprawca wbija mu osikowy kołek w pierś. W tak niewielkim mieście jak Brzeg, te trzy wydarzenia to już nie są przypadki. Tu ewidentnie ktoś poluje na nienormatywnych.
Post Scriptum” Mileny Wójtowicz, to napisana z dużą dawką humoru i sporą dozą fantastyki historia kryminalna w realiach małego polskiego miasteczka. Niby do Opola można dojechać pociągiem w 15 minut, ale jednak klimat małej miejscowości daje się odczuć. W takich miejscach jak Brzeg poniękąd wszyscy się znają, ale jednak o prawdziwej „twarzy” dwójki bohaterów wie niewielu wtajemniczonych.
Tym bardziej zaskakujący dla czytelnika jest rozwój wypadków.
P.S.: Mnie historia wciągnęła na tyle, że całkowicie poza kolejnością (nie patrząc na kupkę wstydu) mam ochotę sięgnąć po dalszy ciąg opowieści o nienormatywnych. A ten można znaleźć w książce „Vice Versa”.
Tytuł :
Autor :
Wydawnictwo :

Data wydania :
Liczba stron :
ISBN :

Data wydania :
Rozmiar plików :
ISBN :
Post Scriptum
Milena Wójtowicz
Jaguar

25 kwietnia 2018
400
978-83-7686-672-7

25 kwietnia 2018
1.2 MB (epub) 3.01 MB (mobi)
978-83-7686-701-4
Milena Wójtowicz - „Nienormatywni: Post Scriptum, tom 1”, 2018 Jaguar
https://wydawnictwo-jaguar.pl/books/post-scriptum/

Roxette „Look Sharp!”, EMI Records, 1988
https://open.spotify.com/album/1iI5YZkqNUV7VmrEi4uOP9

wtorek, 17 grudnia 2019

Sygnał” Sławomir Nieściur

James Horner „Apollo 13 (Original Soundtrack)

Na odwieszenie cliffhangera z tomu pierwszego Shadow Raptors „Kurs na kolizję” Sławomira Nieściura, musieliśmy cierpliwie czekać "aż" pół roku. We wrześniu pojawiła się w księgarniach kontynuacja „Kursu”, zatytułowana „Sygnał”.

Po okiełznaniu niszczycielskiego rajdu ogromnego Oumuamua poprzez kolejne sektory układu Epsilon Eridani, jego poruszający się siłą inercji wrak nadal stwarza realne zagrożenie dla ludzkich instalacji w układzie. Pomimo doprowadzenia do finezyjnego zderzenia jednego z ewakuowanych habitatów z ogromnym statkiem obych, co doprowadziło do całkowitej anihilacji wytworu rąk ludzkich - Oumuamua został zaledwie rozbity na mniejsze fragmenty. Jego dość pokaźna część rufowa nadal dryfuje w sposób nieprzewidywalny w kierunku pierwotnej fałdy, mając na kursie kolizyjnym infrastrukturę wokół anomalii.
Komandor Lupos organizuje akcję, mającą na celu wyhamowanie rotującej rufy Oumuamua i wzięcie jej "na hol". Chce pozyskać w ten sposób pokaźny fragment wraku, a wraz z nim technologie obcej rasy, jednocześnie niwelując zagrożenie ze strony nieobliczalnej bryły skalnej. Technicy z „Rubieży” odkrywają też dziwny sygnał kierunkowy nadawany przez wrak.
Tymczasem Skunowie tworzą kolejną anomalię przez którą w pobliże księżyca Sigil, wdzierają się ciężkie myśliwce i przypuszczają atak na stację szpitalną Korpusu Medycznego. Jednym z pacjentów stacji, jest w tym czasie pułkownik Ian Dressler.
Komandor Krawczenko po tajemniczym przemieszczeniu się dowodzonej przez niego floty do układu słonecznego, nadal stara się wrócić do macierzystego Epsilon Eridani walcząc z wszegorniającą ziemian biurokracją.
Nadal nierozwiązana pozostaje tajemnica zgrupowania statków górniczo-wydobywczych, które udały się poza granice układu Epsilon Eridani w misji eksploracyjnej. Kontakt ze zgrupowaniem urwał się po opuszczeniu przez nie zamieszkałych sektorów układu. Co zastanawiające sygnał przechwycony przez łącznościowców z „Rubieży” zdaje się być kierowany przez pozostałości Oumuamua włąśnie w kierunku zaginionego zgrupowania.
W drugim tomie „Shadow Raptors” fabuła rozwija się bardziej dynamicznie, pojawiają się kolejne wątki. Moim zdaniem akcja „Sygnału” znacznie przewyższa swoją różnorodnością „Kurs na kolizję”. Wyraźnie widać że autor oswoił się już ze stworzonym przez siebie światem, i coraz ciekawiej bawi się budowaniem nastroju opowieści. To dobrze wróży na przyszłość, bo patrząc na cykle wydawane przez Drageusa czeka na nas jeszcze sporo atrakcji do odkrycia w układzie Epsilon Eridani. Sam autor nie zaprzecza planom wyjścia z opowieścią poza rozpiętość trylogii. Jeśli kolejne tomy będą miały przynajmniej ten kaliber co „Kurs na kolizję” i „Sygnał”, to zabawę na jakiś czas mamy zapewnioną. Sam z niecierpliwością czekam na zapowiadany tom 3.
Jako tło lektury, tym razem posłużyła mi ścieżka dzwiękowa z filmu „Apollo 13” autorstwa Jamesa Hornera. Słowa „- Houston, we have a problem.” bardzo dobrze pasują do rozwijającej się w „Sygnale” akcji. Muzyka napisana przez Hornera jest w odróżnieniu od zakończenia misji Apolla z pechową 13-ką, nieprzewidywalna. A fakt że skomponowano ją do filmu którego akcja dzieje się w przestrzeni kosmicznej tylko podkręca emocje przy odbiorze czytanego tekstu. Pomijam tu oczywiście moją sympatię dla kompozycji Hornera, których lubię słuchać także nie czytając w tym czasie żadnej książki.
Jeśli czytaliście „Kurs na kolizję” to warto zapoznać się z jego kontynuacją. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji do zapoznania się z dorobkiem Nieściura na polu space-opery, to tym bardziej zachęcam do przeczytania obu tomów. Na razie wygląda na to że autor utrzymuje tempo karmienia nas kolejnym tomem „Shadow Raptors” co kolejne 6 miesięcy, dziś bowiem na swoim fan page autorkim ogłosił wysłanie gotowego tekstu do wydawcy. A to może oznaczać że w rok po premierze 1 tomu w rękach czytelników ma szansę znaleźć się „Gniazdo”.
O ile „Kurs na kolizję” był jazdą bez trzymanki, to w „Sygnale” mamy do czynienia z jazdą bez trzymanki - odbywającą się w czterech kierunkach naraz. Tak czy owak rozrywka zapewniona.
Tytuł :
Autor :
Wydawnictwo :

Data wydania :
Liczba stron :
ISBN :

Data wydania :
Rozmiar plików :
ISBN :
Sygnał, tom 2
Sławomir Nieściur
Drageus Publishing House

26 września 2019
360
978-83-66375-08-6

26 września 2019
1.35 MB (epub) 3.34 MB (mobi)
978-83-66375-09-3
Sławomir Nieściur - „Shadow Raptors: Sygnał, tom 2”, 2019 Drageus Publishing House
http://www.drageus.com/ksiazki/shadow-raptors-2-sygnal//

James Horner „Apollo 13 (Original Soundtrack)”, MCA Records, 1995
https://open.spotify.com/album/76wDEC5sR1m6z8Jfgp7kH3