czwartek, 11 lutego 2016

Marsjanin” Andy Weir
Jean-Michel Jarre „Equinoxe

DebiutanckiMarsjanin na LubimyCzytac.pl “Marsjanin” Andy’ego Weira nie miał łatwej drogi by dotrzeć do szerokiej rzeszy czytelników. Kolejni wydawcy zgodnie odrzucali materiał. Nie zniechęcony tym faktem autor zaczął publikować przygody samotnego astronauty na swojej stronie internetowej jako powieść w odcinkach. Po publikacji ostatniego rozdziału czytelnicy prosili go o przygotowanie ebooka, żeby całość można było sciągnąć na czytniki, bez konieczności czytania książki online.
Stąd był już tylko krok do publikacji jej w tej formie na Amazonie i po ustaleniu najniższej możliwej ceny na 99 centów obserwowaniu jak w ciągu kwartału sprzedaż osiąga magiczne 35 tysięcy egzemplarzy i ląduje na liście bestsellerów Amazona. Nagle wokół książki krążą agenci, Weir przyjmuje sześciocyfrową zaliczkę a niespełna tydzień później podpisuje już umowę na jej ekranizację z 20th Century Fox.
♫ Équinoxe Part 1 ♫
Biorąc do ręki książkę, miałem ochotę włączyć "Oxygene", ale wydawało się to tak pretensjonalne, że aż złośliwe. Nie mogłem tego zrobić Watney'owi który i tak wpadł już jak śliwka w kompot. Poza tym do "Equinoxe" zawsze miałem sentyment.
♫ Équinoxe Part 2 ♫
I taka też jest historia Marka Watney’a, członka załogowej misji „Ares 3” na Marsa, która rozpoczyna się od słów : „Mam przesrane”. W obliczu nadciągającej burzy biaskowej, sześcioosobowa ekspedycja musi ewakuować się z czerwonej planety. W drodze z bazy do modułu startowego, który zabierze ich na orbitę, część urwanej przez szalejący wiatr anteny satelitarnej, uderza w Watney’a, przebijając jego skafander i uszkadzając osobisty komputer monitorujący parametry życiowe. Astronauci tracą z oczu kolegę odrzuconego siłą uderzenia. Brak łączności z nieprzytomnym astronautą i ostatnie odebrane odczyty z jego komputera, świadczą jednoznacznie że botanik ekspedycji nie żyje. W szalejących tumanach marsjańskiego pyłu i zerowej widoczności dowódca podejmuje jedyną słuszną decyzję – ratować resztę załogi, kosztem pozostawienia za sobą ciała martwego towarzysza.
♫ Équinoxe Part 3 ♫
Autor długo zbierał materiały do książki. Zgłebiał tajniki mechaniki orbitalnej, warunków panujących na Marsie, historii lotów załogowych i botaniki. Opowieść jest naszpikowana technologicznym żargonem, jednak podanym nam "na talerzu" w sposób zjadliwy dla każdego laika co czyni lekturę lekką i mniej obciążającą umysł zawiłą terminologią, pozwalając w skupieniu śledzić losy samotnego astronauty.
♫ Equinoxe Part 4 ♫
Załoga odlatuje na orbitę i kontynuuje ewakuację na Ziemię. A Watney jednak nie zginął, o ironio to co prawie go zabiło - uratowało mu życie. Element który przebił skafander kosmonauty w trakcie upadku obrócił się tym samym go uszczelniając. Teraz Watney z przerażeniem uświadamia sobie że został na Marsie sam, ranny, z półrocznymi zapasami jedzenia i wody, brakiem możliwości kontaktu z ziemią i perspektywą czteroletniego oczekiwania na przylot kolejnej misji „Ares 4”.
„Mam przesrane, mam totalnie przesrane” Mimo tej pierwszej myśli Mark Watney nie poddaje się w tej skrajnie beznadziejnej sytuacji. Dzięki swoim specjalizacjom - botanice i mechanice, Mark staje się kosmicznym McGywerem. Dodatkowo dodając do tego umiejętność samozdystansowania się do swojego, bądź co bądź żałosnego położenia, dostajemy bardzo sympatyczną postać z którą z dreszczem emocji przeżywamy kolejne sukcesy i porażki.
♫ Équinoxe Part 5 ♫
Dodatkowe atrakcje to choćby wyprawa naszego bohatera, do miejsca w którym zakończył nadawać Pathfinder. Martwa od lat sonda marsjańska, jest jedyną nadzieją kosmicznego Robinsona na kontakt z NASA i szansą na przeżycie. Kontakt dwustronny dodajmy, bo NASA, dzięki zdjęciom satelitarnym widzi krzątaninę Watneya wokół obozowiska i już wie że na powierzchni czerwonej planety pozostał żywy członek ekspedycji.
♫ Équinoxe Part 6 ♫
Zaczyna się walka z czasem. Astronauta ma ograniczone zasoby jedzenia i wody i musi szybko coś wymyślić jeśli chce doczekać przylotu kolejnej misji która będzie mogła zabrać go z Marsa. Musi też działać, bo do miejsca lądowania "Ares 4" ma do pokonania spory kawałek Marsa... Musi więc pozyskać odpowiednią ilość kalorii i wody na planecie na której nawet nie ma atmosfery. Niemożliwe? A jednak...
♫ Équinoxe Part 7 ♫
Książka trochę z racji sposobu jej pisania, a trochę z powodu zastosowanego zabiegu narracyjnego, pisana jest w formie dziennika. Dziennika człowieka który pogodził się z tym że pisany dokument może stać się jego testamentem i jedynym świadectwem jego walki z Marsem.
♫ Équinoxe Part 8 ♫
"Marsjanin" to podzielony na SOLe, czyli marsjańskie doby, zapis walki człowieka z samotnością i niegościnnością obcej planety. To opowieść człowieka, który przy niemal całkowitym braku środków do przeżycia, podejmuje się samotnie pokonać ponad 3.000 kilometrów przez niezbadane wcześniej pystynne obszary Marsa. Zachowując przy tym zimną krew i wciąż tryskając humorem, Mark Watney wyrusza w podróż swojego życia...
A my wraz z nim.
Jestem pierwszym człowiekiem który umrze na Marsie!

środa, 10 lutego 2016

Łzy Diabła” Magdalena Kozak
Roger Waters „The Pros and Cons of Hitch Hiking

Kolejna mocna pozycja po “Fiolecie” i trylogii “Nocarza” spod pióra Magdy Kozak, która problemy regionów bliskiego wschodu przenosi z niezwykłą lekkością w wymiar kosmiczny.
Po swoich poprzednich książkach, których akcja osadzona jest w naszym bezpośrednim sąsiedztwie, tym razem korzystając z doświadczeń zebranych podczas misji w Afganistanie, autorka zabierze nas trochę dalej niż sięga nasza wyobraźnia i google maps...

Do odsłuchu w pierwszej chwili trafił album „Amused to Death” Rogera Watersa, szybko jednak zastąpiony przez „The Pros And Cons Of Hitch Hiking”. Magia tej muzyki w pełni wpisała się w tło dzwiękowe książki. Utwory w części instrumentalnej brzmiące momentami jak temat przewodni z Zabójczej broni 3 („Lorna: A Quiet Evening by the Fire”) przechodzą z lekką bluesową nutą Johna Lee Hookera, w czasem nieskoordynowany wydawałoby się zgiełk pola bitwy.
W zamian za dostarczaną broń, ziemianie dostają tytułowe „Łzy Diabła” – narkotyk który powoduje zapomnienie i błogostan. Na ziemi panuje pokój. Nie ma wojen, nie ma przestępczości, wszyscy są szczęśliwi ... czyżby? Swoje bolączki przenieśliśmy między gwiazdy. Zapewne wojny na Dżahanie toczyły by się bez ingerencji i pomocy ziemian, ale to dzięki „obcym” zyskały nowy wymiar.
♫ 4:30 am (Apparently They Were Travelling Abroad) ♫
Akcja książki przenosi nas na odległą planetę Dżahan, zamieszkiwaną przez humanoidalne istoty o aparycji nomadów z okolic zatoki perskiej. To my ludzie jesteśmy tu obcymi, Obcymi ktorzy przybyli na ten odległy świat, by (sprze)dać jego rdzennym mieszkańcom zdobycze naszej cywilizacji.
Niestety nasza ludzka natura i smykałka do robienia interesów na cudzym nieszczęściu pcha nas do dostarczania także tych mniej chlubnych „zdobyczy” cywilizacji. I tak na planecie Dżahan wojna osiąga zupełnie nowy wymiar dzięki dostarczanej przez ziemian technologii pod postacią wszelkiego rodzaju broni, od osobistej po śmigłowce bojowe i transportery opancerzone.
♫ 4:33 am (Running Shoes) ♫
Młody królewicz Izaat Szamar wyrusza, jak wcześniej jego ojciec i dziad, na wyprawę mającą na celu przetarcie szlaku handlowego którym ma popłynąć czars. Roślina wykorzystywana do produkcji narkotyku. Młodzieniec ma w ten sposób przejść swój chrzest bojowy i osiągnąć męskość. Dowodząc wojskami i ruszając na podbój zostawia za sobą wygody pałacu by gdzieś w polu wśród potu, krwi i kurzu odnaleźć wartości o których istnieniu nie miałby pojęcia wiodąc beztroskie pałacowe życie następcy tronu.
♫ 4:39 am (For the First Time Today, Part 2) ♫
Na drugim biegunie historii mamy chłopaka, który ledwo żywy zostaje odnaleziony w rozlewiskach rzeki. Nie pamięta skąd się tam wziął, nie pamięta kim jest, ale wie że nienawidzi obecnego porządku rzeczy. Przygarniają go wieśniacy, opatrują rany i uczą wszystkiego od nowa. Znajda, bo takie dostaje imię, wkrótce z pastuszka przekształca się w gorącego zwolennika rewolucji i rusza by obalić władzę. Stając się wojownikiem o wolność ludu uciskanego przez współbratymców dzięki technologii obcych.
♫ 4:47 am (The Remains of Our Love) ♫
Obaj walczą o słuszną w swoim mniemaniu sprawę. Izaat jako następcą tronu przywódcą staje się z konieczności. Musi jednak przekonać do siebie ludzi których prowadzi do boju i sprawić by w otoczeniu rzeszy doradców, jego przywództwo nie było tylko tytularne.
Znajda ma w sobie „to coś”. Mimo jego niejasnego pochodzenia, wciągnięty w wir wydarzeń, szybko staje się niekwestionowanym symbolem wolności i ludzie pójdą za nim ginąć za sprawę bez słowa sprzeciwu.
♫ 5:06 am (Every Stranger's Eyes) ♫
Znajdziemy tu nie tylko surowy opis wojny i wszechobecnego zniszczenia. Znajdzie się też trochę miejsca na delikatne romanse, zabawę i świętowanie przy muzyce. Książka daje nam też okazję do głębszych przemyśleń i mimo przeniesienia opowieści na odległą planetę znajdziemy w niej wiele bliskich nam tematów.
♫ 5:11 am (The Moment of Clarity) ♫
Autorka tworząc złożoną intrygę, z niezwykła łatwością lawiruje pomiędzy losami dwóch głównych postaci stojących po przeciwnych stronach barykady, jakże od siebie różnych i jakże sobie bliskich. „Łzy Diabła” to nie tylko mocna męska opowieść o przyjaźni, honorze i zobowiązaniu. Resztę musimy znaleźć sami. Przy wtórze ochrypłego głosu Rogera Watersa, kibicowałem z zapartym tchem obu stronom aż do zaskakującego finału historii.
Tak jak i w kończącym płytę utworze - trwającym zaledwie półtorej minuty, najbardziej zapada nam w pamięć ostatnie zdanie Watersa, wyrecytowane jednym tchem. Tak ostatnie strony książki zwieńczą historię, odkrywając przed nami wszystkie karty.

"(...) I had a little bit of luck
You were awake
I couldn't take another moment alone."
1983, Roger Waters "The Moment of Clarity"

I zapadnie cisza...

wtorek, 9 lutego 2016

Otchłań” Robert J. Szmidt
Vangelis „The City

Do http://lubimyczytac.pl/ksiazka/260370/otchlan udźwiękowienia najnowszej książki Roberta J.Szmidta - „Otchłań” z Uniwersum Metro 2033, ze zrozumiałych względów nie nadawała się Enya. W czeluściach wrocławskich kanałów do których przenosi nas książka, moja wyobraźnia sprzężona z głosem irlandzkiej wokalistki, widziała by watahy orków czające się za każdym rogiem, a tego przecież nie chciałem.
Mój wybór padł więc na Vangelisa, a w szczególności na płytę „The City”, której odsłuch po przeczytaniu „Otchłani” już nigdy nie będzie taki sam…
Czas jednak wrócić do tematu i przyjrzeć się bliżej tej otchłani miasta z wizji Roberta „Niszczyciela światów” Szmidta. Jak to mówią do trzech razy sztuka, bowiem „Otchłań” to po „Szczurach Wrocławia” czy „Apokalipsie według Pana Jana” kolejna już podróż ulicami zniszczonego Wrocławia… tym razem, kanałami właściwie. Cóż „Uniwersum Metro 2033” zobowiązuje, ale także nakłada na autora spore ograniczenia. Było BUM, minęło 20 lat i ci którzy mieli szczęście (czy oby) zejść do kanałów, żyją (egzystują?) teraz pod ziemią w małych bardziej lub mniej zorganizowanych społecznościach. Temat i ramy niby te same w każdej kolejnej książce Uniwersum.
Co nowego można tu wymyślić, poza przeniesieniem akcji do kolejnego miasta?
No właśnie. Przecież Wrocław nie ma metra... Ale okazuje się że ma „od metra” poniemieckich kanałów. I w pasjonującą podróż po tych owianych legendą zakamarkach zabiera nas autor „Otchłani”.
♫ Dawn ♫
A potrafi ona pochłonąć nas bez końca, do ostatniej zaskakującej strony, po przewróceniu której mamy uczucie jakbyśmy razem z bohaterami stanęli przed zabetonowanym końcem tunelu nie wierząc że to już koniec, że nie ma już nic dalej.
♫ Morning Papers ♫
Smaczku książce dodaje umiejscowienie jej akcji w jakże polskich realiach. Mam na myśli nie tylko miejsce, ale przede wszystkim naszą polską mentalność, ze wszystkimi naszymi nawykami i słabostkami. Społeczności które przetrwały 20 lat od nuklearnej zagłady, zachowały swoje nie zawsze chwalebne przyzwyczajenia. Nie chcę zdradzać szczegółów i psuć zabawy osobom zamierzającym sięgnąć po książkę, uchylając jednak rąbka tajemnicy powiem tylko że choć Radio Toruń już nie nadaje, a produkcja moherowych beretów i dresów z trzema paskami dawno stanęła to jednak nawet nuklearna pożoga i impuls elektromagnetyczny, który zniszczył (czyżby?) całą elektronikę, nie jest w stanie sprawić że porzucimy całkowicie swoją tożsamość, o której czasem lepiej byłoby zapomnieć.
♫ Nerve Centre ♫
Książkę czyta się jednym tchem, dosłownie. Ciągłe zwroty akcji i sytuacje w jakich na każdym kroku znajdują się bohaterowie książki, nie pozwala nam na odłożenie jej na bok choćby na chwilę. Tak jakby powstrzymywał nas strach przed tym że Nauczyciel i Niemota, pozostawieni gdzieś w ciemnych tunelach choć na chwilę, po ponownym otwarciu książki mogą zniknąć z jej kart.
♫ Side Streets ♫
Nie inaczej sprawy się mają na powojennych ulicach miasta, a wizja tolkienowskiego Mordoru, przy tym co autor „Otchłani” w postnuklearnym Wrocławiu wypuszcza na jego ulicę, jest niczym przechadzka po Tajemniczym Ogrodzie. Te krótkie wyjścia na powierzchnię i spotkanie z florą i fauną, która powinna wyginąć wraz z dinozaurami a nie przechodzić swój renesans na powrót dominując na lądzie i w powietrzu sprawiają, że jak najszybciej chcemy wrócić pod powierzchnię do dużo bezpieczniejszych, jak nam się wydaje kanałów.
Wracając do mojego „udźwiękowienia” lektury, dla mnie już zawsze utwór „Procession” bynajmniej nie ze względu na nazwę, będzie się kojarzył z „Otchłanią”.
To jakby na powrót znaleźć się w korytarzach gry „Doom”.
Przewrócenie kartki jest jak podejście do zakrętu, zza którego wychynie coś niespodziewanego i sprawi że po plecach spłynie ci zimny pot, a po nogach ciepły ….
… zagalopowałem się … ale taka właśnie jest lektura „Otchłani”
"The City" jest albumem koncepcyjnym Vangelisa z 1990.
Brakuje go niestety w serwisie Spotify. Link do albumu w serwisie YouTube.com poniżej, lub po kliknięciu na okładkę płyty (otwiera się w nowej zakładce).

poniedziałek, 1 lutego 2016

Intro. Czyli bloga czas zacząć...

Książki czytam zazwyczaj w komunikacji miejskiej korzystając z dojazdów do i z pracy.
Nieodłącznym dodatkiem stają się wtedy słuchawki izolujące umysł od otoczenia.
Ważny jest wtedy właściwy dobór podkładu muzycznego. Zrezygnowałem z płyt „The Police” czy „Dire Straits”, bo zamiast skupiać się na lekturze zaczynam nucić ich kawałki.
Muzyka instrumentalna jest idealnym rozwiązaniem. Izoluje odgłosy z zewnątrz i buduje klimat. I tak przy czytaniu „Władcy Pierścieni” w odsłuchu była Enya, która teraz kojarzy mi się nieodzownie z przepięknymi krajobrazami Nowej Zelandii, a jedynym przeszkadzającym akcentem jest tupot włochatych stóp Hobbitów.

Pisząc recenzję książek chciałbym się więc skupić nie tylko na wartościach przekazywanych w trakcie lektury książki, ale także na wybranej "ścieżce dźwiękowej". Ciekaw jestem czy podzielacie moje zdanie w doborze tła dźwiękowego.